Wiele słyszymy o pozytywnych stronach jedzenia ryb. Zawierają one mnóstwo cennych składników np. kwasy z grupy omega-3, które zapobiegają takim chorobom jak miażdżyca czy nadciśnienie.
Jednakże nie wszystkie ryby to samo zdrowie!
Ostatnimi czas ogromną popularność zyskuje w naszym kraju panga. Tymczasem ryba ta przy bliższym poznaniu okazuje się być egzotyczną trucizną. Dlaczego? Zapoznajmy się z jej historią i miejscem życia:
Panga pochodzi z mocno zanieczyszczonego Mekongu. Rokrocznie w stanie naturalnym samice płyną w górę rzeki, aby złożyć ikrę.
Jako że rejon wylęgu leży poza granicami Wietnamu, Wietnamczycy
zakładają sztuczne hodowle. Aby zmusić ryby do rozmnażania w zamknięciu,
samicom robi się zastrzyk hormonalny. Umieszczone w niewielkich basenach pangi rosną w potwornym ścisku. Aby w
ciągu 6 miesięcy ryby zyskiwały 1,5 kg mięsa karmi się je specjalnymi
granulkami, które składają się z mączki rybnej, witamin,
ekstraktów soi i manioku. To jednak dopiero początek chemizacji ryby.
Wielu eksporterów wietnamskich nie cofa się przed traktowaniem filetów
podejrzanymi dodatkami (polifosforany i niefosforowe dodatki typu
MTR-79).
Jaki jest efekt uboczny chemizacji ryby? Filety z pangi nie zawierają kwasów omega-3, za które dietetycy najbardziej cenią ryby. Według nich, filet z pangi to jedynie białko, sól i woda.
No i mnóstwo zanieczyszczeń!
Zatem trzeba się dobrze zastanowić przed zakupem takiej rybki, bo okazać
się może, że jedyną zaletą pangi jest… wyłącznie jej cena.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz